STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

wtorek, 20 września 2016

Pismo święte (Czytanie Pisma św. w języku narodowym) - x. Joseph Corluy

Znalezione obrazy dla zapytania pismo święte ks wujka 
   Pisarze święci, którymi Duch św. posługiwać się raczył w przekazywaniu ludziom swego pisanego słowa, układali swe natchnione dzieła w ję­zyku ludu, w pośród którego żyli. To też, jak długo księga boża była zrozumiała dla tego ludu, zadawalał się on oczywiście teks­tem oryginalnym, czyli pierwotnym. Ale z chwilą, gdy ten lud sam zmienił swa mowę i język tekstu pierwotnego stał się dlań ję­zykiem martwym i niedostatecznie przez ogół znanym, wówczas odczuwano potrzebę przekładów, któreby wiernie odtwarzały myśl bożą w codziennym języku ludu. Żydzi, rychło po wyjściu swym do Egiptu, przyswoili sobie język grecki, i dla ich-to użytku rozpo­częto za króla Ptolomeusza grecki przekład Biblii, znany dobrze pod nazwa Septanty albo przekładu Siedemdziesięciu. Początkowo, jak się zdaje, przełożono sam tylko Pentateuch, ale niebawem po nim nastąpił przekład innych Ksiąg świętych, tak że w III wieku przed Chr. żydzi greccy (helleniści) posiadali grecki przekład wszyst­kich ksiąg Starego Testamentu. Rzecz także prawdopodobna, że ta część Biblii przełożona też była na język syryjski przed naro­dzeniem Chrystusa Pana lub niezadługo po tym.


Ludy, które przyjęły Ewangelię, tak samo chciały czytać Pismo św. we własnym języku; dlatego też Ewangelia świętego Ma­teusza, napisana początkowo w języku aramejskim, niebawem prze­łożona została na język grecki, a przekład łaciński całej Biblii, po­cząwszy od drugiego wieku, był czytany w krajach, które przyjęły chrystianizm, a w których język grecki mało był znany, łaciński zaś był w codziennym użyciu.


Około tegoż czasu powstał syryjski przekład Nowego Testa­mentu, znany pod nazwą Peschito. Później ukazywały się koleje przekłady: koptyjski, etiopski, armeński, przekłady arabskie, przekład gruziński, słowiański i t. d. Obok tych prawowiernych przekładów bywały przekłady inne, dokonywane bądź przez żydów, bądź też, przez heretyków: Ojcowie święci nie omieszkali piętnować tych cho­robliwych wytworów i ostrzegać przed nimi wiernych. Atoli, w cią­gu długich wieków nie spotykamy żadnego śladu jakichkolwiek ograniczeń ze strony Kościoła w używaniu przekładów na język narodowy, wyszłych z pod pióra katolickiego. Rzecz-to zresztą, pe­wna, jak można wnioskować ze sposobu mówienia Ojców Kościoła, że wierni czytywali Biblię tylko pod kierunkiem Kościoła naucza­jącego. Skądinąd znów, rękopisy Biblii całkowitej były z konie­czności niesłychanie rzadkie i dla ogółu niedostępne.


„Pierwszy protest, podniesiony ze strony Kościoła w przedmio­cie czytania Ksiąg świętych w języku narodowym, pochodzi z koń­ca XII w. W r. 1199 biskup Metzu wnosi skargę do Innocentego III-go na wiernych swej diecezji, którzy, porwani nieumiarkowanym pragnieniem czytania Ksiąg świętych, kazali przełożyć na ję­zyk francuski Ewangelie, listy św. Pawła, Psałterz, Moralne św. Grzegorza, i oddawali się czytaniu tych przekładów na zgroma­dzeniach tajemnych, gdzie ludzie świeccy i kobiety przywłaszczały sobie prawo głoszenia słowa bożego. Od początku pozbyli się oni wszel­kiego ducha uległości względem Kościoła, opierali się głosowi swych pasterzy, a skoro ci ostatni nawoływali ich do obowiązku chrześci­jańskiego posłuszeństwa, wówczas usiłowali dowieść słowami Pisma św., że mogą, bez grzechu odłączyć się od swych braci i uchylać się od kierownictwa swych przełożonych duchownych. Zasmucony tymi nieporządkami papież, polecił biskupowi Metzu zbadać staran­nie naukę tych ludzi, ich wiarę, zamiary, jakie mieli w przekładzie Biblii na język francuski, usposobienie ich względem Kościoła i jego Głowy; kazał następnie powiadomić o tym Stolicę Apostolską, któraby, będąc lepiej powiadomioną  o ich dążnościach,   mogła przed­sięwziąć skuteczne środki ukrócenia zgorszenia” (Malou. Lecture de la Sainte Bibie en langue vulgaire, t. I, str. 1, 2.). W tym samym czasie Waldensowie i Albigensi czerpali wiele swych błędów w nierozważnym używaniu Biblii, którą czytali w języku narodowym. Dlatego też Synod prowincjonalny w Tuluzie r. 1229 zabronił lu­dziom świeckim czytania Ksiąg świętych w języku ludowym, z wy­jątkiem Psałterza i części Biblii, zawartych w Brewiarzu. W 1408 r. Synod Oksfordzki surowo wystąpił przeciw Biblii, którą rozszerzał Wiklef i której czytanie narzucał wszystkim, kogo mu się udawało omamić. Synod zabronił czytać tego przekładu i zakazał przedsię­brać nowego przekładu bez upoważnienia ze strony biskupów. W roztropnych tych rozporządzeniach widzimy pierwsze początki dzi­siejszej pod tym względem karności kościelnej. Jako roztropna ma­tka, Kościół św. czuwa nad tym, aby jego dzieci, przez oszustów w błąd wprowadzone, chleba Słowa bożego nie zamieniały w tru­ciznę. Nie zabraniając tedy bezwzględnie czytania Biblii w języ­ku narodowym, stawia tylko pewne zastrzeżenia, jakich wymagają okoliczności. Taką też zasadą rządzili się Ojcowie Soboru Try­denckiego w układaniu sławnego owego dekretu, dotyczącego prze­kładów Biblii na języki narodowe.


Pseudo-reformatorowie XVI wieku, chcąc wstrząsnąć hierarchiczną powagą Kościoła, na jej miejsce postawili inną powagę. Kościół ich zdaniem, jest niewidzialny, a członkowie jego znani są tylko Bogu samemu; nikt przeto stawać nie może pomiędzy Bogiem a duszą wierną, która żadnego innego mistrza znać nie ma, prócz Ducha św., udzielającego się jej przez Księgi św., jedyne strażnice słowa bożego. Stąd powstały te dwie podstawowe zasady reformacji: l-o jedynym prawidłem wiary jest Biblia, tłumaczona przez zdrowy rozum każdego po szczególe człowieka; 2-o każdy, kto pra­gnie dojść do zbawienia, obowiązany jest czytać Pismo św. Zacho­wanie tego rzekomego przykazania bożego jest możliwe tylko pod tym warunkiem, że będą rozmnażane i wszędzie rozpowszechniane przekłady Pisma św. w języku narodowym. Luter sam podjął za­danie przekładu na język niemiecki; zrobił on z tego dzieło litera­ckie wielkiej wartości, ale nacechowane w wielu miejscach błędnymi naukami nowej Ewangelii. „Skoro hasło raz wydane zostało, powiada Malou (op. cit. str. 12), przekłady Biblii jakby na zawo­łanie mnożyć się zaczęły i wszędzie prawie spełniały zadanie przesłańców i sztandarów Reformacji. Nie tak wiernie błysk światła zapowiada błyskawicę, jak rozpowszechnione w ludzie przekłady biblijne zapowiadały zjawienie się protestantyzmu; panujący wów­czas zamęt umysłów przygotowywał nowym apostołom uczniów śle­pej uległości, a pociąg namiętności był tak wielki, że Biblia czy­niła prawie tylu protestantów, ilu miała czytelników.”. Zarozumiali ci jej czytelnicy, wyzwalając się z pod przewodnictwa Kościoła, i dając się uwodzić podstępnym mowom sekciarzy, sądzili, że w Bi­blii, często umyślnie fałszowanej, znajdują wszystkie nowe doktry­ny, jakie im zachwalano i polecano. Skądinąd znów niewiedza ich czyniła ich niezdolnymi do rozróżnienia własnym rozumem pomiędzy prawdą a kłamstwem.


W tych zaś warunkach jakież było zadanie Kościoła? Każdy rozsądny przyzna, że Kościół miał obowiązek za wszelką cenę opa­nować zarazę. I istotnie, Kościół nie sprzeniewierzył się swemu posłan­nictwu. Biskupi naprzód zaznaczyli niebezpieczeństwo; starali się wyjaśnić ludowi konieczność kierownictwa w nauce religii, potępili Biblie heretyckie i rozpowszechniali prawowierne przekłady Pisma św., w których wierni mogli czytać czyste słowo boże pod roz­tropną opieką pasterzy. Atoli, na złe ogólne trzeba było lekarstwa również ogólnego, któreby wyszło z samego centrum władzy: Sobór Trydencki wypracował dekret, dotyczący czytania Biblii w języku narodowym i przed swym zawieszeniem prosił Ojca św. o uroczy­ste jego ogłoszenie. Przychylił się do tego żądania pap. Pius IV i ogłosił III i IV-ą regułę Indeksu w następujących wyrazach: „III. Przekłady ksiąg Starego Testamentu wolno udzielać tylko ludziom mądrym i pobożnym, zależnie od sądu biskupa, z warun­kiem, aby używali tych przekładów jako wyjaśnień Wulgaty, dla zrozumienia Pisma św., nie zaś jako tekstu prawdziwego. Co się tyczy przekładów Nowego Testamentu, dokonanych przez autorów pierwszego rodzaju (heretycy, Luter, Zwingli, Kalwin i t. p.), ta­kowych przekładów nie wolno udzielać nikomu, czytanie ich bowiem nie może być pożyteczne nikomu, a zazwyczaj bywa bardzo niebez­pieczne dla czytających. Jeśli do przekładów dozwolonych albo do Wulgaty dołączone są uwagi, wówczas czytanie tych ostatnich może być dozwolone tym, którym same te przekłady są dozwolone, byleby wydział teologiczny jakiego uniwersytetu lub Inkwizycja generalna wyrzuciła z tych uwag miejsca podejrzanej prawowierności.— IV. Ponieważ doświadczenie stwierdziło, że jeśli się pozwoli wszystkim bez różnicy czytać Pismo św. w języku ojczystym, wów­czas skutkiem ludzkiej lekkomyślności wynika z tego więcej szkody niż korzyści, przeto trzymać się w tym przedmiocie trzeba zdania biskupa lub inkwizytora, a ci za zgodą proboszcza lub spowiednika mogą pozwolić na czytanie Biblii, tłumaczonej na język narodowy przez pisarzy katolickich, tym, których uważać będą za zdolnych wyciągnąć z tego czytania nie szkodę, lecz przyrost wiary i pobo­żności. Pozwolenie to ma być otrzymywane na piśmie. Ci zaś, którzy się ośmielą bez tego pozwolenia czytać lub przechowywać Biblię, nie będą mogli otrzymać rozgrzeszenia grzechów, dopóki jej nie odeślą do swego biskupa. Zakonnicy nie będą mogli ani jej czytać, ani kupować, bez pozwolenia swej zakonnej zwierzchności.”.


Podwójna ta zasada, która się stała prawem Kościoła, usu­wała — o ile to było możliwe — nadużycia, nie zapoznając wszakże i nie zaniedbując korzyści, jakie wyniknąć mogły z przekładów Bi­blii na język narodowy. Prawo to, wiernie przestrzegane, mogło zniweczyć wszelkie plany sekciarzy. Tym się też właśnie tłumaczą owe krzyki bezmyślne i niedorzeczne oskarżenia, jakie przeciw Ko­ściołowi między nimi wzniecano. Nowy karny środek papiestwa, był, jak mówiono, bezbożnym zamachem na słowo boże; postępowano z Pismem św. jak z jaką książką złą lub co najmniej niebezpieczną; zakazane ludziom świeckim, stawało się monopolem kasty kapłań­skiej. Ta zaś, zwolniona przez ten zakaz od wszelkiej kontroli ze strony zwolenników Biblii, mogła odtąd bez przeszkody wpajać w nich jad swoich błędów. Takie-to fantastyczne tłumaczenie rze­czy rozsiewali protestanci z nadzwyczajnym uporem, nie zniechęca­jąc się do tej roboty ani zaprzeczeniami, ani wyjaśnieniami ze stro­ny teologów katolickich.


A przecież, dosyć oczy otworzyć, by widzieć całą bezpodsta­wność takiego tłumaczenia. I tak, naprzód Kościół wszystkim po­zwala czytać pierwotne teksty Biblii oraz dawne jej przekłady na języki dziś już nieżyjące. Wszyscy więc mogą czytać Stary Te­stament w języku hebrajskim, Nowy w języku greckim, a całą Biblię w językach: greckim, łacińskim, syryjskim, koptyjskim, etiopskim, i t. p. Wie Kościół św., że teksty te i te przekłady są prawo­wierne, a przy tym sądzi, że ludzie, zdolni przy czytaniu rozumieć języki starożytne, dosyć są wykształceni na to, by się nie dać zbłą­kać niejasnościom i trudnościom Pisma św. Następnie, pozwala na czytanie przekładów Biblii na języki narodowe nie wszystkim bez różnicy katolikom, lecz tym tylko, których proboszcz lub spowie­dnik, biskup lub inkwizytor, uznają za uzdolnionych do korzystania z takiego czytania.


Wszelako, powiadają przeciwnicy, już samo to rozróżnianie krzywdę przynosi słowu bożemu. Bóg udzielił pisane swe słowo wszystkim ludziom, rozkazuje wszystkim ludziom je czytać, żadna przeto władza ludzka nie może zabronić tego czytania komukolwiek.


Przyjrzyjmy się na chwilę temu zarzutowi, któremu sekta przy­pisuje tak wielką doniosłość. Nie myślimy bynajmniej przeczyć, że Bóg, przyznając natchnienie księgom świętym, chciał, aby zawarte w nich nauki dogmatyczne i moralne dla wszystkich były korzy­stne; utrzymujemy wszelako, że tenże Bóg ustanowił pewien urząd żyjący i nieomylny, któremu powierzył roztropne rozdzielanie tych samych nauk. Poddawać je przeto tłumaczeniu ze strony rozumu wszy­stkich wiernych umiejących czytać, znaczyłoby tyle, co wystawiać tychże wiernych na niebezpieczeństwo złego rozumienia słowa bo­żego i zamieniania na truciznę pokarmu, z nieba nam zesłanego.


Przeciwnicy nasi znów mówią, że Bóg przez to samo, że na każdego człowieka włożył obowiązek czytania Pisma św., zobowią­zał się chronić to czytanie od wszelkiego niebezpieczeństwa dla wiary i obyczajów. W odpowiedzi na to wątpimy, aby ci panowie mogli przytoczyć choćby jedno miejsce z Pisma św., w któremby Bóg nakładał podobny obowiązek. Wprawdzie przeciwnicy ci przy­taczają całe mnóstwo miejsc takich, ale o sile dowodowej tych teks­tów łatwo będzie sądzić z jednego, który oni sami uważają za najsilniejszy. Jest nim 39 wiersz V rozdziału Ewangelii św. Jana, gdzie Chrystus Pan odzywa się do przełożonych ludu żydowskiego: Scrutamini Scripturas, quia vos putatis in eis vitam aeternam habere. Tu właśnie, powiadają przeciwnicy, sam Chrystus daje nam wyraźny rozkaz rozważania, badania, a tem samem i czytania Pisma św., i razem ze swymi słuchaczami przypuszcza, że badanie to powinno być dla nich źródłem życia wiecznego. — Przeciw takiemu wniosko­wi powstaje naprzód pierwsza trudność: "Wyraz Scrutamini, zarówno jak jego równoznacznik w tekście pierwotnym έρευνάτε jest dwu­znaczny: może być on bowiem albo trybem rozkazującym albo oznajmującym. W tym ostatnim razie trzeba go tłumaczyć przez Roz­ważane Pismo św., a wówczas  słowa Chrystusa Pana są prostym tylko stwierdzeniem faktu, nie zaś wypowiedzeniem rozkazu. Ta­kiego raczej tłumaczenia tych wyrazów, a nie rozkazującego, wy­maga kontekst, czyli ogólny bieg myśli. W zdaniach bowiem, po­przedzających te wyrazy i po nich następujących, jest dużo słów, użytych w drugiej osobie liczby mnogiej trybu oznajmującego (w. 37: audistis, vidistis; w. 38: habetis, creditis; w. 39: putatis; w. 40: vultis); bieg myśli zatem wymaga, aby wyraz scrutamini był również try­bem oznajmującym, gdyż znajduje się w szeregu czynów, spełnia­nych przez żydów, nie zaś trybem rozkazującym, któremu nic nie odpowiada w kontekście. Prawda, że niektórzy dobrzy, nawet katoliccy, tłumacze przyjmują tu tryb rozkazujący, ale już sam spór o ten wyraz podaje co najmniej w wątpliwość jakikolwiek przypu­szczalny rozkaz ze strony boskiego Mistrza.


Gdyby nawet było rzeczą pewną, że wyraz Scrutamini jest trybem rozkazującym, to i w takim razie nawet nie uzasadniałby on założenia protestanckiego. Bo wówczas

1-o mowa Chrystusa Pana wypowiadałaby raczej radę aniżeli rozkaz. Jezus przemawia do uczonych w prawie żydowskim, których ani cuda przez Niego zdziałane, ani zaświadczenie Jego Ojca Niebieskiego nie mogły prze­konać o boskim Jego posłannictwie. I dlatego-to właśnie zachęca Chrystus tych niedowiarków, znających dobrze Pismo św., do zbadania z bliska miejsc mesjanicznych w Biblii: gdyż, powiada On, miejsca te świadczą na moją korzyść.


2-o Ani rozkaz, ani rada Chrystusa nie dotyczy wszystkich ludzi, lecz uczonych żydowskich, będących w stanie gruntownie zbadać Pismo św.


3-o Nie ma tu mo­wy o badaniu całej Biblii bez wyjątku, lecz jedynie tylko o czyta­niu miejsc, w których Pismo św. świadczy o mesjanicznym posłan­nictwie Zbawiciela. Widzimy więc, że daleko stąd jeszcze do wy­raźnego nakazu, danego jakoby przez Zbawiciela wszystkim ludziom, czytania całej Biblii i tłumaczenia jej podług swego własnego ro­zumienia. Po takim wyjaśnieniu najgłówniejszego dowodu naszych przeciwników byłoby rzeczą zbyteczną mówić o innych miejscach biblijnych, w których oni dopatrują podobnego rozkazu; zdaniem samych nawet protestantów, miejsca te są mniej wyraźne, aniżeli to, któreśmy przed chwilą rozważyli; i rzeczywiście, żadne z tych miejsc nie wytrzymuje krytyki.


Nie są też szczęśliwi przeciwnicy nasi, gdy przeciw nam po­wołują się na tradycję Ojców Kościoła. Jeśli taki np. św. Hieronim zachęca pewnego młodego kapłana, imieniem Nepocyana, do sta­rannego badania Ksiąg świętych, jeśli tę samą radę daje poświę­conym Bogu dziewicom, które sam do tego czytania zaprawiał, je­śli taki święty Jan Chryzostom żali się, że większa część wiernych zaniedbuje zupełnie czytanie Ksiąg św., jeśli taki św. Augustyn pi­sze do Donatystów: „Dowiadujemy się o Chrystusie z Ksiąg świę­tych, dowiadujemy się tam także o Kościele” — to ani ci święci Doktorowie, ani żaden inny Doktor Kościoła nie uczy, aby wszyscy wierni mieli obowiązek sami dla zbawienia duszy czytać całe Pismo św. i sądzić o nim bez względu na naukę Kościoła. I ow­szem przeciwnie, św. Hieronim wyraźnie mówi. „Pismo św. buduje, gdy się je czyta, ale jest daleko bardziej pożyteczne, gdy się go żywym słowem naucza (multo plus prodest  si de literis versatur in vocem). Dlatego też apostoł, wiedząc, że słowo zwrócone do słu­chaczów obecnych więcej siły posiada, pragnie głos swego listu, głos wyrażony przez Pismo święte, zastąpić mową, żywym słowem wypowiedzianą.” (Comm. in epist. ad Galatas, II. c. 4); to też wy­śmiewa tenże Doktor Kościoła tych ludzi pospolitego umysłu, któ­rzy mają odwagę rzucać się na tłumaczenie Pisma św. bez kiero­wnictwa ze strony jakiegoś biegłego w tych rzeczach mistrza. (Ep. 53 ad Paulin, n. 16). Św. Jan Chryzostom żąda przede wszystkim, aby czytano te w szczególności miejsca Ksiąg świętych, których wy­jaśnienie dać obiecał na zgromadzeniu wiernych. (Homil. XI in Joann. n. 1); powiada, że apostołowie nie zamieścili oczywiście w swych listach całej swojej nauki, lecz że nauczali wielu rzeczy niepisanych, a które przecież nie mniej są godne być przedmiotem wiary naszej (Homil. IV. in 11 Thesal. C. 2); mówi on nadto, że Pismo św. wymaga nie tylko mądrego nauczyciela (któryby je wy­jaśniał), ale także rozumnego słuchacza, któryby zrozumiał to wy­jaśnienie (Homil. in Psalm XLVIII n. 3). Wreszcie Augustyn św. z gruntu wywraca protestancką zasadę, gdy pisze te znane słowa: „co do mnie, nie wierzyłbym nawet Ewangelii, gdyby do wierzenia w nią nie skłaniała mnie powaga Kościoła.” (Contra epist. Fundam. c. 4 et 5). A w innym znów miejscu zdaje się usta zamykać sekciarzom, gdy mówi: „człowiek wsparty na wierze nadziei i miłości, nie potrzebuje Pisma św. (non indiget Scripturis), chyba dla uczenia go innych. To też wielu pustelników, opartych na trzech tych cnotach, bez Pisma św. żyje na pustyni (De doctr. clinist lib. L c. 39).”. Świadectwa innych Ojców Kościoła możemy pominąć, gdyż przeciwnicy nasi w pismach ich nic nie znaleźli takiego, coby nam z jakimś pozorem słuszności zarzucić mogli.


Widzimy przeto, że ani w Piśmie św., ani w tradycji nie znajdujemy przykazania bożego, rozkazującego wszystkim ludziom czytać Księgi święte; w braku zaś takiego przykazania boskiego do Kościoła należy siłą przepisów karności urządzać wszystko to, co dotyczy rzeczonego czytania Biblii; a wszystkich dzieci Kościoła obowiązkiem jest przepisom tym się poddawać. Karność kościelna z natury swej jest zmienna; stosuje się do okoliczności czasu, miej­sca i ludzi. To właśnie tłumaczy, dlaczego Kościół początkowo nie stawiał żadnych ograniczeń w przedmiocie czytania Pisma święte­go, gdyż czytanie to wówczas nie przedstawiało żadnego poważ­nego niebezpieczeństwa dla dusz wiernych, dlaczego następnie wobec nadużyć, które grozić zaczęły całości wiary, powstały środki ograniczające swobodę czytania; dlaczego te środki, początkowo w pewnych diecezjach odosobnione, weszły w powszechne użycie, gdy już samo niebezpieczeństwo uznano za powszechne. Środki te były szczególnie surowe odnośnie do przekładów, uczynionych lub wydawanych przez heretyków, a to z poważnych bardzo względów. Przede wszystkim wiele z tych przekładów dokonywano pospiesznie, a zatem niezbyt wiernie; następnie, tłumacze, pozostając pod wpływem błędnych swych przekonań, wprowadzili w wielu miejscach tłumaczenia, może usprawiedliwione niekiedy ze stanowiska grama­tyki, ale dalekie od znaczenia tradycyjnego, zbliżone zaś do zna­czenia heretyckiego; prócz tego, te heretyckie wydania Biblii, nawet gdy wiernie odtwarzają przekłady katolickie, usuwają zazwyczaj uwagi, którymi te ostatnie bywają zawsze zaopatrzone; wreszcie, same przymioty osobiste autorów tych wydań oraz ów niezależny jakiś sposób, w jaki się dokonywają te przekłady i te wydania, od­bierają tym dziełom wszelką ludzką rękojmię.


W bieżącym stuleciu towarzystwo biblijne dodało nową po­budkę do odrzucenia Biblii protestanckich przez Kościół. Przyjęto mianowicie zasadę, aby we wszystkich Bibliach, drukowanych przez te towarzystwa, usuwano Księgi Deuterokanoniczne Starego Testa­mentu i aby podawano tekst biblijny bez żadnych uwag, czyli wy­jaśnień. Biblie te są zatem uszkodzone i pozbawione wszelkich wyjaśnień, mogących uczynić ich czytanie mniej niebezpiecznym. Próżno więc wykrzykują przeciwnicy nasi na tyranię, z jaką Ko­ściół rzymski, jak mówią, samowolnie potępia wydania przekładów, zatwierdzonych przez biskupów i uniwersytety katolickie, a potępia jedynie dlatego, że wydania te ogłosili i rozszerzali heretycy. Prze­ciwnie, jakeśmy się wyżej przekonali, nie żadna małostkowa za­zdrość powodowała władzą kościelną, lecz dobro dusz ludzkich, cięż­ko narażone przez te niezdrowe wydawnictwa.


Karność kościelna wyrażona w 4 regule Indeksu uległa później pewnym zmianom, z których jedne zwiększały jeszcze jej surowość, inne zaś łagodziły takową. Sykstus V i Klemens VIII zastrzegli Stolicy Apostolskiej władzę udzielania każdemu pozwolenia na czytanie Pisma św. w języku ojczystym; to jednak zastrzeżenie, wywołane przez niedbalstwo niektórych biskupów, nie dało się długo utrzymać. Ze zmianą okoliczności, pap. Benedykt XIV zatwierdził w 1757 r. dekret kongregacji Indeksu następującej osnowy: „Jeśli te przekłady Biblii na język narodowy zatwierdziła Stolica Apo­stolska, albo jeśli są wydane z uwagami, zaczerpniętymi z Ojców świętych lub też nowszych i katolickich pisarzy, przekłady te są dozwolone.”. Dekret ten potwierdził w r. 1829 papież Pius VIII, i obecnie stanowi on prawo w większej części diecezji katolickie­go świata; w niewielu tylko diecezjach uważano za konieczne utrzymać dawne przepisy reguł Indeksu w całej surowości.


O ile wiemy, cztery tylko przekłady Biblii są potwierdzone albo, dokładniej mówiąc, dozwolone przez Stolicę Apostolską: prze­kład polski ks. Wujka, przekład niemiecki Allioli’eg-o, przekład włoski Martini’ego i przekład francuski Glaire’'a. Wszystkie te cztery przekłady posiadają noty, czyli wyjaśnienia i tym sposobem czynią zadość obydwom warunkom, jakich wymaga dekret z r. 1757. Jest jeszcze mnóstwo innych przekładów, które są potwierdzone razem z wyjaśnieniami nie wprost przez Stolicę Apostolską, lecz przez biskupów. Do takich przekładów należą: przekład angielski Douai, przekłady niderlandzkie Beelen'a, de Smith’a i Van-Hove'go,  przekłady francuskie: Carrieres'a, Calmet'a i t. d. Prze­kładów tych wolno używać każdemu, bez potrzeby uprzedniego po­zwolenia ze strony władzy kościelnej, z wyjątkiem chyba niektórych diecezji, gdzie jeszcze panuje dawna karność surowa. Kościół, wymagając uwag, czyli wyjaśnień przy tekście biblijnym, odrzuca tym samem wszelkie wydania towarzystw biblijnych, czynione za­wsze bez żadnych wyjaśnień. Wierni zatem nie powinni się dać uwodzić zmyślonymi często aprobatami biskupów lub, jak w polskiej Biblii protestanckiej, napisem: „podług przekładu X. Wujka,” gdyż dwóch rzeczy potrzeba, by można czytać Biblię w języku naro­dowym: przekładu dozwolonego przez Stolicę Apostolska i uwag, czyli objaśnień, dołączonych do tekstu.


Łatwo teraz zrozumieć, że Kościół nie tylko nie chce pozba­wiać swych dzieci poznania słowa bożego, ale przeciwnie, uczynił wszystko, aby im to poznanie zapewnić ze źródeł czystych i bez żadnego niebezpieczeństwa dla wiary. Aczkolwiek surowy w prze­pisach wówczas, gdy ogólna przychylność dla nowych błędów czy­niła je bardziej groźnymi, dziś utrzymuje Kościół tylko jeden swój przepis, który wszak żadnej nie stawia przeszkody katolickiemu czytelnikowi w czytaniu Biblii, lecz przeciwnie, ogromnie ułatwia zrozumienie tekstu biblijnego za pomocą uwag i objaśnień, w jakie ten ostatni musi być zaopatrzony. Raz jeszcze przeto złóżmy hołd roztropności matki naszej, Kościoła św. i światłej jego troskliwości o zbawienie swych dzieci.


Dzieła do porady: J. Malou. La Lecture  de la sainte Bibie en langue vulgaire. 2 t. Louvain 1846. Uczone to dzieło  wszech­stronnie roztrząsa to ważne pytanie o czytaniu Biblii w języku ojczystym.

_______________________________________  

J. Corluy, hasło: PISMO ŚW. (Czytanie Pisma św. w języku narodowym), w: Słownik Apologetyczny Wiary Katolickiej podług D-ra Jana Jaugey'a, opracowany i wydany staraniem x. Wł. Szcześniaka, Mag. Teol. i grona współpracowników, T. III. Warszawa 1899, s. 230-237.