STRONA INTERNETOWA POWSTAŁA W CELU PROPAGOWANIA MATERIAŁÓW DOTYCZĄCYCH INTEGRALNEJ WIARY KATOLICKIEJ POD DUCHOWĄ OPIEKĄ św. Ignacego, św. Dominika oraz św. Franciszka

Cytaty na nasze czasy:

"Człowiek jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i Jemu służył, a przez to zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony"

Św. Ignacy Loyola


"Papa materialiter tantum, sed non formaliter" (Papież tylko materialnie, lecz nie formalnie)

J.E. ks. bp Guerard des Lauriers



"Papież posiada asystencję Ducha Świętego przy ogłaszaniu dogmatów i zasad moralnych oraz ustalaniu norm liturgicznych oraz zasad karności duszpasterskiej. Dlatego, że jest nie do pomyślenia, aby Chrystus mógł głosić te błędy lub ustalać takie grzeszne normy dyscyplinarne, to tak samo jest także nie do pomyślenia, by asystencja, jaką przez Ducha Świętego otacza On Kościół mogła zezwolić na dokonywanie podobnych rzeczy. A zatem fakt, iż papieże Vaticanum II dopuścili się takich postępków jest pewnym znakiem, że nie posiadają oni autorytetu władzy Chrystusa. Nauki Vaticanum II, jak też mające w nim źródło reformy, są sprzeczne z Wiarą i zgubne dla naszego zbawienia wiecznego. A ponieważ Kościół jest zarówno wolny od błędu jak i nieomylny, to nie może dawać wiernym doktryn, praw, liturgii i dyscypliny sprzecznych z Wiarą i zgubnych dla naszego wiecznego zbawienia. A zatem musimy dojść do wniosku, że zarówno ten sobór jak i jego reformy nie pochodzą od Kościoła, tj. od Ducha Świętego, ale są wynikiem złowrogiej infiltracji, jaka dotknęła Kościół. Z powyższego wynika, że ci, którzy zwołali ten nieszczęsny sobór i promulgowali te złe reformy nie wprowadzili ich na mocy władzy Kościoła, za którą stoi autorytet władzy Chrystusa. Z tego słusznie wnioskujemy, że ich roszczenia do posiadania tej władzy są bezpodstawne, bez względu na wszelkie stwarzane pozory, a nawet pomimo pozornie ważnego wyboru na urząd papieski."

J.E. ks. bp Donald J. Sanborn

środa, 15 lutego 2017

Święci bracia Faustyn i Jowita, męczennicy

Znalezione obrazy dla zapytania św faustyn (Około r. 123)


   Faustyn i Jowita, bracia zacnego rodu w Brescia, mieście włoskim, węzły krwi opromienili gorącą wiarą i serdeczną miłością do Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jako pochodnie jaśnieli pomiędzy poganami, bo drogę prawdy zbawiennej wszystkim wskazywali, nie bacząc na swe własne stąd niebezpieczeństwo. Dla ich chęci i wielkoduszności w rozszerzaniu wiary biskup Apoloniusz wyświęcił starszego Faustyna na kapłana, młodszego zaś Jowitę na dyakona, poruczając im troskę o dusze swej owczarni, kiedy dla ciężkiego prześladowania musiał uchodzić. Nowe godności duchowe rozbudziły tem silniej gorliwość braci; nie tylko w Brescia, ale i w okolicy wielu w wierze utwierdzili, innych dla wiary pozyskali. Stąd też za poduszczeniem złego ducha dostojnik rzymski Italikus skargę wytoczył na braci przed sądem samego cesarza Hadryana, a wynikiem skargi było rozporządzenie, polecające Italikowi wystąpić tak przeciw Faustynowi i Jowicie, jak przeciw religii chrześcijańskiej.

   Zażądał więc Italikus od braci spełnienia woli cesarskiej przez złożenie ofiar bożkom. Odpowiedzieli, że wiary na rozkaz cesarza ani się wypierać, ani jej potępiać nie mogą i nie chcą. Ponieważ cesarz sam zapowiedział swoje przybycie do Brescii, dlatego zaczekano z ostatecznem wyrokiem na Faustyna i Jowitę. Hadryan, bacząc na ich wysoki ród, obawiał się wpływu, jaki bracia na innych mieszkańców miasta mogliby wywierać. Chciał ich zatem pozyskać obietnicami i namowami. Nie ustąpili, a wprost nawet oświadczyli, że dla darów cesarskich Boga prawdziwego nie chcą rozgniewać, a tem mniej się zapierać. Pod groźbą kar zamierzał cesarz ich stałość złamać, kiedy im w świątyni pogańskiej kazał uczcić słońce przedstawione jako wielki krąg z złocistymi promieniami. Bóg przecież stałość braci potwierdził niezwykłym cudem, bo ledwie się pomodlili, a złociste słońce zczerniało, a nawet przy dotknięciu rozpadło się w pył.

   Żadnego wrażenia cud nie zrobił ne cesarzu; wydał bowiem wyrok, aby na igrzyskach rzucić ciała braci dzikim zwierzętom na pożarcie. W ostatniej chwili zawezwał ich cesarz, aby ofiarowali bogom - bracia odpowiedzieli przecząco. Wypuszczono cztery lwy z zagród - a lwy, zamiast się rzucić na wyznawców Chrystusowych, przyczołgały się do ich stóp i tam spokojnie się ułożyły. Wypuszczono lamparty i niedźwiedzie, ale i te dzikości żadnej wobec świętych braci nie pokazały; natomiast na śmierć pogryzły służbę pogan, która je szczuła na Faustyna i Jowitę. Zagryzły nawet samego Italika oraz kapłana bożka Saturna, którzy zstąpili na miejsce igrzysk, aby braci jeszcze raz napomnieć do oddania czci pogańskim bogom. Zdumieli poganie; wielu z nich uwierzyło w Chrystusa; pomiędzy nimi Afra, żona Italika oraz wysoki urzędnik cesarski Kalocerus. Cesarz sam zadziwił się; rzekł więc: Jeśli Bóg wasz prawdziwy, wynijdźcie swobodnie z gromady otaczających was zwierząt. Więcej Bóg jeszcze uczyni, zawołali bracia, bo dzikie te zwierzęta wyjdą stąd i opuszczą miasto, nie wyrządzając nikomu najmniejszej szkody. Stało się, jak powiedzieli, ale cesarz pozostał w swej zaciętości; kazał więc wrzucić braci na powrót do więzienia, a na drugi dzień w rozpalone ognisko, które przecież nie naruszyło ciał Faustyna i Jowity. Kazał ich głodem morzyć, zupełnie od świata odłączyć. Nic nie wzruszyło wytrwałości braci - przeciwnie ich przykład pobudził wielu Rzymian, a także i Kalocerusa, że kazali się co prędzej ochrzcić przez odszukanego w okolicy biskupa Apoloniusza, gotowi na wszystko dla wiary Chrystusowej. Cesarz na niewiernych, jak mówił, Rzymian wydał wyrok śmierci, Kalocerusa osadził w więzieniu.

   Nowe przesłuchy i nowe męki rozpoczęły się dla braci i dla Kalocerusa w Medyolanie, dotąd ich za sobą cesarz przywieść kazał. Bez żadnej dla męczenników szkody lali siepacze ołów wrzący na ich usta; bez żadnej szkody żelazem rozpalonym ciała ich przypiekano. Skarżącemu się na bóle Kalocerusowi aniół z niebios przyniósł ochłodę. Bez szkody w płomieniach ognia przygotowanego przebywali i bez szkody wyszli właśnie wtenczas, kiedy wszyscy uważali ich już za spalonych. Takie dziwy poruszyły lud pogański; wielu chwaliło moc Boga chrześcijańskiego; wielu się nawróciło.

   Zaciekłość pogan i tym razem nie ochłonęła. Cesarz rozkazał w Medyolanie ściąć Kalocerusa, a świętych braci sprowadzić do Rzymu, dokąd właśnie zamyślał wyruszyć. Tutaj doznali Faustyn i Jowita otuchy i pociechy ze strony chrześcijan, mianowicie też od papieża Ewarysta; natomiast ze strony pogan nadal znosić musieli męki i katusze. Zawiedziono ich dalej jeszcze do Neapolu, ale i tutaj nic nie działały męki ani nie złamały ich wytrwałości; przeciwnie nauczaniem, wymową, przykładem niejednego jeszcze dla Jezusa zyskali ucznia. Na koniec odesłani do Brescii, rodzinnego swego miasta, śmierć męczeńską ponieśli przez ścięcie na rozkaz Aureliana starosty.



     Nauka



   Przypatrz się, mówi św. Efrem, sławnemu zwycięstwu męczenników; patrz okiem wiary swej na wiarę żołnierzy niebieskich i na miłość ich ku Panu Bogu nieugaszoną. Żadna moc najgroźniejszych mąk nie zdołała osłabić ich serca, ani śmierć sama ugasić odważnej miłości. Bici znosili z weselem rany jako rozkosz, bo cieszyli się, że byli godni cierpieć dla imienia Jezusa.

   Jak was wysławiać żołnierze Chrystusowi? Jak was nazywać błogosławieni mężowie? Zdumiewała się mowa krasomówców, ustawała mądrość filozofów, patrząc na cudowne cierpienia wasze. Sędziom i siepaczom słów zabrakło, gdy widzieli waszą wytrwałość i radość w cierpieniach... nie ujrzeli twarzy zasmuconej u ofiar swoich, nie usłyszeli jęku... katusze były dla wyznawców Chrystusa odpoczynkiem, a siepacze nie męki im zadawali, ale czynili najlepsze przez męki zadawane posługi dla niebios i Boga.

   Czem się wymówimy na dniu sądnym, kiedy nie narażeni na prześladowanie ani na okrucieństwa, ani na męki, zaniedbujemy obowiązku miłości Bożej, nie troszczymy się o zbawienie, pogrążeni w ospałości duchowej i w ponętach zmysłowego świata? Męczennicy za miłość Chrystusa znosić musieli udręczenia, katowania, a jednak miłowali Boga z całego serca; nic ich od tej miłości nie oderwało, ani groźby, ani bojaźń kary, ani śmierć krwawa. My zaś żyjemy w spokoju, w dostatkach, przyjemnościach - a jednak nie chcemy miłować łaskawego tak bardzo dla nas Pana.

   Cóż więc odpowiemy, cóż uczynimy w dniu ostatecznym sądu Bożego? Męczennicy staną w bliskości majestatu Bożego i z ufnością wielką nagrody wiecznej ukażą blizny ran swoich, poniesionych w mękach dla Jezusa; jasnemi promieniami świecić będą jako dowody zasług dla niebios. A my na cóż wskażemy? Jakie cnoty przedłożymy? Daj Boże, abyśmy tam ukazać mogli miłość ku Bogu, wiarę niezwyciężoną, wzgardę marności światowych, spokojne i ciche serce, jałmużny i litosne miłosierdzie dla ubogich, łagodność wobec bliźniego, czyste modlitwy, zbawienną skruchę, żal za grzechy. Błogosławiony i szczęśliwy, za kim pójdą tam takie uczynki, bo kto je mieć będzie, zostanie w światłości męczenników, jakie w chwale wiekuistej Jezus zgotował dla tych, co dla Niego żyją i umierają.